No właśnie.
Znam całkiem sporo osób, których przygoda z jeździectwem zakończyła się tak samo szybko jak się zaczęła. Zwykle trudno jest zrozumieć, czym kierują się osoby, które porzucają swoją pasję - niekoniecznie jeździectwo. Szczególnie, kiedy widzimy je pełne zapału, motywacji, chętne do działania. Na początku wydają się takie rozentuzjazmowane, a później te wszystkie chęci gdzieś znikają. Rozpływają się w powietrzu?
A może właśnie nadmierny entuzjazm jest sprawcą zniechęcenia? Brzmi to nieco absurdalnie, a tak naprawdę, to bardzo prosty mechanizm. Osoby, które zaczynając, są bardzo zmotywowane, wierzą w swoje możliwości i są przekonane o szybkim osiągnięciu sukcesu, często poprostu... się rozczarowują.
Takie sytuacje mają często miejsce po obozach jeździeckich - nieraz zdarza się, że początkujący po dwóch tygodniach galopują, skaczą i myślą, że są panami świata. "Skoro z dwa tygodnie opanowałem to, to i to, to bez problemu nauczę się tego". No właśnie. Tutaj leży problem - jeźdźcy z dwutygodniowym stażem zwykle niczego nie umieją, a to, że jeszcze nie pospadali to jedynie zasługa przyzwyczajonych do takich osobników koni, ewentualnie szczęśliwy przypadek.
Kiedy trafiają do jakiejś "normalnej" stajni, na "normalne" jazdy, okazuje się, że tak naprawdę nie mają żadnych podstaw. Sądzą, że są już na poziomie zaawansowanym, skoro nie mieli najmniejszych problemów z galopem (co z tego, że rzucali się po siodle niczym opętani), a tutaj nagle instruktor chce wziąć ich na lonżę. Coś takiego potrafi niesamowicie zdemotywować - bo okazuje się, że jazda konna wcale nie jest taka prosta, a podstawy to coś, co też trzeba sobie przez pewien czas wypracować.
Kiedyś, przy okazji jakiejś rozmowy, któryś z instruktorów w naszej stajni powiedział mi, że tutaj jeździ się na lonży jak najdłużej, bo najważniejsze jest wypracowanie dobrej podstawy. Nie skomentowałam tego, ale osobiście uważałam to za bardzo dziwne, "bo przecież w innych stajniach tak nie robią". Teraz, patrząc z nieco szerszej perspektywy, widzę, że ma to sens. I szkoda, że nie wszędzie ludzie mają takie podejście do tej sprawy, jak w Podskalanach.
fot. Podskalany |
Są też tacy - którzy nie zniechęcają się od razu, po uświadomieniu sobie, że nie jest tak łatwo, jak się wydawało na początku. Oni, po osiągnięciu pewnego poziomu, uświadamiają sobie, że stoją w miejscu. Po prostu.
Bo co z tego, że nie masz żadnego problemu z zapanowaniem nad koniem, dobrze sobie radzisz we wszystkich trzech chodach, niby coś tak skaczesz, skoro czujesz, że w żaden sposób się nie rozwijasz?
Najgorzej, jeżeli masz wokół siebie ludzi, którzy cały czas robią "coś więcej" niż Ty, czujesz, że zawsze będą lepsi, masz świadomość, że nigdy ich nie dogonisz. A może po prostu oni robią coś innego?
To podstawowy błąd, który wszyscy popełniamy - nie tylko jeśli chodzi o jeździectwo - porównywanie się z innymi. To najgłupsze co możemy zrobić - każdy z nas jest inny, ma inne cele i priorytety i inne zdolności.
To, że ktoś jeździ na zawody, a Ty zamiast tego zajmujesz się naturalem, nie oznacza, że on jest od Ciebie lepszy! Każdy z nas jest INNY. Dlatego nie należy przejmować się tym, że ktoś robi coś, co wydaje się być wyższym poziomem. Ludzie często przez to, że za bardzo skupiają się na dokonaniach kogoś innego, zapominają o swoich osiągnięciach. Często nie zdajemy sobie sprawy, że są osoby, które chciały by być właśnie na naszym miejscu.
Zuza i Mitra, Julka i Bartek, Kasia i Czakram, Lusia i Łubin |
Podsumowując - nikt nie mówił, że będzie łatwo. Wszystko wymaga czasu, więc nie warto zniechęcać się po pierwszych niepowodzeniach. Najważniejsze to skupić się na sobie i dążyć do wyznaczonych celów, z nikim się nie porównując.
Kasia i Lotnik |
Tyle na dzisiaj,
Peace,
Marcela