środa, 27 lipca 2016

Czy musisz jeździć na zawody?

Czy musisz jeździć na zawody?

Czy to, że ktoś to robi, oznacza, że jest lepszy?

Czy to jest coś, do czego każdy jeździec musi dążyć?




Odpowiedź brzmi, uwaga – NIE.


Chyba każdy kiedyś się zastanawiał, jakby to było wspaniale skakać te wszystkie parkury, podbijać czworoboki i zgarniać medale. Trzymać pełno rozet, wieszać je na ścianach w pokoju i z dumą pokazywać gościom. Zabierać znajomych na zawody, żeby zobaczyli jakie to wszystko jest super, fantastyczne, jakim to wspaniałym jeźdźcem się jest.


Są ludzie, którym się wydaje, że każdy kto zaczyna jeździć konno prędzej czy później będzie jeździć na zawody i je wygrywać. Że właśnie to powinno być celem każdego. A później okazuje się, że to wcale tak nie wygląda. Patrząc z zazdrością na swoich znajomych, których przygoda jeździecka niejednokrotnie jest znacznie krótsza, a biorą udział w zawodach można poczuć się... po prostu do dupy.


Ja też czasem tak sobie myślę - „Kurczę, fajnie by było tak jeździć na zawody, jeżdżę tyle lat, a tak naprawdę nic nie osiągnęłam”.


I wiecie co? Wchodzę później do stajni i widzę Natana. I przypominam sobie – te wszystkie pokazy, hubertusy, eksperymenty z naturalem, tereny, przed którymi modliłam się o przeżycie, a wracałam szczęśliwa, skoki (kiedy potem biegałam z metrem, żeby sprawdzić ile skoczyłam i cieszyłam się jak głupia z 94 centymetrów), nasze wspólne pływanie w stawie, nocny teren... ten moment, kiedy przestałam się bać jego brykania, a nawet je polubiłam...


Potem idę zajrzeć do Nadziei, która podbiega się przywitać. Przypomina mi się jak na nią wsiadłam, byłam pierwszym jeźdźcem od kilku lat, a ona nie strzeliła najmniejszego baranka. Jak nauczyła się z powrotem chodzić na lonży i jak uroczo za mną biega.


I uświadamiam sobie – że to mi w zupełności wystarczy :)


Prawda jest taka, że w jeździe konnej jest mnóstwo możliwości, które nie mają nic wspólnego z jeżdżeniem na zawody, trzeba tylko umieć je znaleźć, oraz wykorzystywać okazje :)

fot. Tomasz Trulka
fot. Tomasz Trulka
fot. Karolina Fraś
fot. Tomasz Trulka





To chyba tyle,

Peace,

Marcela