niedziela, 4 września 2016

Wakacje 2016

No i stało się - cudowne dwa miesiące dobiegły końca... Skończy się przesiadywanie w stajni od rana do wieczora i niestety, w moim przypadku dzierżawa Natana. Zacznie się szkoła, nauka i brak czasu na wszystko. Ale wiecie co? Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to były najlepsze wakacje mojego życia. Może dlatego, że spędziłam je dokładnie tak, jak chciałam - wyjechałam tylko na dwa tygodnie - na tydzień w bieszczady i na tydzień na rajd - a resztę mogłam spędzić z Natanem i przyjaciółmi :)


A dlaczego te wakacje były takie fantastyczne?


Po pierwsze - wzięłyśmy się z Julką za Nadzieję i Milkę - zaczęłyśmy naturala, jakieś sztuczki, zabrałyśmy się za naukę lonżowania i przede wszystkim - wsiadłyśmy na nie! :) Strasznie się z tego cieszę, bo nie miały na sobie jeźdźców dobrych kilka lat, a zachowują się naprawdę fajnie.



W końcu udało się coś, co właściwie było moim postanowieniem noworocznym. Chyba już dwa razy... Mianowicie - odchudzenie Natana :) Jeździłam na nim prawie codziennie, czasem na dłuższe tereny - zaczął naprawdę nieźle wyglądać. A po rajdzie chyba nawet można powiedzieć, że ma wagę w normie ;)




No właśnie - rajd... Nie mogłyśmy się go doczekać, ja zdecydowanie bardziej niż rok temu, ponieważ okazało się, że jadę na Natanie (jakieś 3 dni przed wyjazdem). Był w zasadzie tylko 1% szansy, że się uda, ale jakieś konie w Nawojowej okulały, więc pojechały dwa od nas - Tajson, no i Natan.

Niestety dosyć mocno się rozczarowałyśmy... Rok temu było naprawdę świetnie, a tym razem mieliśmy przewodniczkę, która nie radziła sobie z mapą i cały czas się gubiliśmy. Po poprzednim rajdzie opowiadałam wszystkim o pełnej emocji ucieczce przed burzą, kiedy pędziliśmy dzikim galopem przez pustynię, cali byliśmy w piachu spod kopyt i nic nie było widać i modliłam się tylko o to, żeby mój koń się nie przewrócił i o radości, kiedy po chwili szaleńczego biegu znaleźliśmy się w miejscu, gdzie pogoda była spokojniejsza. Teraz mogę pochwalić się uciekaniem przed burzą stępem i gubieniem się przy tym kilka razy...

Jednak mimo tego - było naprawdę fajnie, jak patrzę na to z perspektywy już prawie miesiąca - bardzo się ze sobą zżyłyśmy, nauczyłyśmy się bardziej współpracować, ja i Natan wypracowaliśmy jeszcze silniejszą więź. Te chwile, kiedy całe przemoczone, wykończone, po rozsiodłaniu koni przychodziłyśmy do pokoju miały swój urok. Chyba gdybym mogła cofnąć czas, chętnie przeżyłabym ten tydzień jeszcze raz :)




Udało mi się spełnić moje dwa małe marzenia - pływanie z koniem i nocny teren. Zaledwie kilka dni przed wakacjami gadałyśmy z Zuzą o tym, co chciałybyśmy zrobić w ciągu tych dwóch miesięcy - właśnie te dwie rzeczy były najważniejsze. Planowałyśmy, jak możemy to załatwić, a w kolejnym tygodniu już miałyśmy za sobą kąpiel w stawie z Herbą i Natanem.


fot. Tomasz Trulka


A jakiś czas później - nocny teren.

To było coś naprawdę niesamowitego! Nie braliśmy żadnych latarek, nic, żadnego światła i pojechaliśmy sobie do lasu. Momentami nie widziałam kompletnie nic i po prostu musiałam wierzyć w to, że Natan wie co ma robić i będzie szedł za Kamisem i nigdzie nas nie zgubi. To było niesamowite uczucie, pierwszy raz musiałam mu zaufać tak w stu procentach.



Co do terenów - jeździliśmy w nie naprawdę często, kilka razy byliśmy z Natem czołowymi i szło bardzo dobrze. Zachowuje się teraz fantastycznie, nawet nie myśli o brykaniu (co innego na ujeżdżalni). Kiedyś w terenach zawsze miałam bardzo krótką wodzę, żeby przypadkiem się nie schylał (i tak niewiele to pomagało), teraz jest zupełnie inaczej :)

Widzę też różnicę w sobie - tak naprawdę jeszcze przed tymi wakacjami, mimo tego, że chętnie jeździłam w tereny, to odczuwałam lekki niepokój. I strasznie bałam się galopować w dół xD Ale kiedy na rajdzie Natan nagle popędził cwałem z górki i oboje to przeżyliśmy, to przestałam się bać. Rozumiem już, dlaczego Luśka mówi, że jedna z rzeczy, które najbardziej kocha w jeździe konnej, to szybkość. Teraz sama to czuję. Kiedy kilka tygodni temu byłam w terenie z trenerem i wiedziałam, że zaraz będziemy się ścigać, nie czułam tak jak kiedyś, że "zaraz się zabijemy, Natan się przewróci, o nie, umrzemy". Poczułam raczej podekscytowanie, nie mogłam doczekać się momentu kiedy Natan rzuci się przed siebie dzikim galopem. Z tym koniem jestem w stanie zrobić chyba wszystko :)




No i w końcu - skoki :) Dawno nie skakaliśmy niczego więcej niż samotnych cavaletti, których po prostu było nam szkoda :p Ale po rajdzie nareszcie się do tego zabraliśmy, zaczynam chyba poważniej myśleć o srebrze, no ale to zobaczymy. Mam nadzieję, że w tym roku szkolnym uda mi się ze wszystkim wyrobić i będziemy skakać przynajmniej raz w tygodniu.



To naprawdę ogromny skrót tych cudownych dwóch miesięcy. A jak minęły wasze? :)

Peace,

Marcela