Z niedowierzaniem
obracam w dłoniach niewielką biało-zieloną książeczkę. Podnoszę wzrok i
zaglądam bo boksu. Koń odpowiada zaciekawionym spojrzeniem. Znów patrzę na
paszport, po czym oddaję go Mateuszowi razem z umową, żeby schował go do
samochodu. Uśmiecham się do niego.
-Jest mój - mówię
cicho, nie będąc w stanie opanować lekkiego drżenia głosu
-Twój i tylko twój -
odpowiada, również się uśmiechając. Obejmuje mnie i razem spoglądamy na
tabliczkę, na której widnieje lekko niewyraźny, pisany trzęsącą się ręką podpis
"Natan, tylko siano!".
-Kupiłam kucyka. -
mówię wciąż nie dowierzając.
Decyzja była szybka,
trudna i pełna sprzecznych emocji. Nie żałuję. Jestem tak niesamowicie
szczęśliwa, że to niewielkie, czterokopytne złośliwe stworzenie należy teraz
tylko i wyłącznie do mnie.
Ja decyduję, kto
może na niego wsiąść, przyjeżdżam kiedy tylko chcę i wiem, że nie zobaczę go
chodzącego pod nieustannie ciągnącymi go za wodzę dziećmi.
Ja umawiam kowala,
który przyjeżdża co siedem tygodni, a nie kowala, który przyjeżdża jak akurat
ma czas, bo przecież co z tego, że minęło grubo ponad dwa miesiące od poprzedniej wizyty?
Wybrałam pensjonat,
w którym boksy sprzątane są codziennie.
I wiem, że Natan ma
tu dobrze, lepiej niż przez ostatnie miesiące. Jestem odpowiedzialna za tego
zwierzaka i… to chyba odpowiedzialność, z której się cieszę jak z żadnej innej.
Moment pojawienia
się mojego nazwiska w jego paszporcie po przerejestrowaniu go był dużo bardziej
znaczący w moim życiu niż chwila, kiedy wręczono mi mój dowód osobisty.
Ponad rok temu
pisałam o końcu mojej podskalańskiej przygody. A jednak w wakacje wróciłam na
jakiś czas. Pracować, znowu jeździć na Natanie, zająć z nim trzecie miejsce w
TRECu. Wydaje mi się, że teraz ostatecznie już rozstałam się z miejscem, z
którego zabrałam ze sobą mnóstwo wspomnień. I najważniejszą część tych
wspomnień. Taką wredną, żółtą, która lubi jeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli Ci się spodobało - zostaw proszę komentarz :)